poniedziałek, 25 lipca 2011




Witam wszystkich!:)

Na początek dlaczego "Morska bryza" - bez bicia przyznaję się :) bo tak bardzo wszystkim zazdrościłam, tyyyle osób pisało, że jadą nad morze, na wakacje. Od razu full wyobraźnia mi się włączyła, zazdrość zżerała od środka, ale kochany S. pocieszał - pojedziemy nad jezioro.


No to już jestem happy, wrócę lekko opalona, szczęśliwa i wypoczęta. Lubię weekendowe wypady, więc sama przyjemność.


Ale jak to ze mną, jak czegoś pragnę całym sercem, to wychodzi guzik z tego.
W tym przypadku było tak samo.
Nagle pogoda 12°C w całej Polsce. Jezus! Świat zwariował... Myślę sobie wtorek środa, ok chce to niech pada... czwartek, piątek dalej ta sama atrakcja... 
Rezerwacja domków odwołana, przełożona na za tydzień, i słonce już ma być! 
Zamawiam je, a ja nie lubię być rozczarowana;)


Jak to w życiu bywa, trzeba się było czymś pocieszyć. Nie tylko ja byłam rozczarowana tym, że nie mogę wylegiwać się na rozgrzanym piasku, nic nie robić cały dzień, wcinać tony frankfurterek z grilla..










I na koniec, mała niespodzianka ;)
miałam już kiedyś dodać o nich recenzje, ale stwierdziłam, że lakierów jest maaasa, 
a ja znam tylko ich wybiórcze odcienie, dlatego ocena byłaby nieobiektywna;)

Ale muszę Wam je pokazać bo to te lakiery, które u mnie trzymają się +5dni!
Moja ukochana czerwień, zachwyca mnie zawsze, od nowa swoja głębią..







 Jaaak on się mieni w słońcu! Istna tęcza na paznokciach:D




piątek, 22 lipca 2011

Triki makijażowe - brwi idealne



BRWI to taki MISTRZ drugiego planu:)

Każda z Nas, powinna być świadoma, jak bardzo brwi mają wpływ na wygląd całej naszej twarzy, ponieważ to od nich zależy ich wyraz. Dzięki nim możemy optycznie wysmuklić, zaokrąglić twarz.

Celowo dodałam swoje różne zdjęcia, z przeróżnego okresu okresu 'hodowania' brwi i dochodzenia z nimi do ładu, żebyście same oceniły, jak bardzo są one ważne w całokształcie:)

Należy pamiętać, że na siłę nie możemy zmieniać naszego łuku brwiowego, będziemy wtedy wyglądać sztucznie. 

W samej regulacji brwi panują TRZY podstawowe, żelazne zasady:

zdjęcie z: http://www.tipy.pl/


A - wyznacza nam, w którym miejscu powinny zaczynać się nasze brwi
B - wyznacza łuk, miejsce w którym dochodzi do załamania
C - wyznacza najkorzystniejszą dla nas długość brwi

Zanim jednak zabierzemy się do regulacji, musimy pamiętać o dokładnym oczyszczeniu i odtłuszczeniu brwi, najlepiej tonikiem, dzięki temu, pęseta będzie dokładniej i sprawniej chwytać włoski, które chcemy usunąć.

Osobiście wyznaję zasadę usuwaniu włosków tylko poniżej linii brwi.
Kiedy przeszkadza nam długość włosków, możemy zastosować pewien trik:)
Zaczesujemy wszystkie włoski do góry i malutkimy nożyczkami podcinamy, te które nam przeszkadzają, dzięki temu grube brwi przerzedzimy i nie boimy się rozczochrania ich.

Aby złagodzić ból towarzyszący temu zabiegowi, warto wykonywać go po kąpieli, wtedy kiedy nasze pory są otwarte.


To było takie krótkie przypomnienie o podstawach regulacji, nie będę rozwodzić się na ten temat, bo mój cel dzisiaj jest inny. Zostałam poproszona o pokazanie krok po kroku jak zajmuję się moimi brwiami.

Na początek zobaczcie jak wyglądają moje gołe brwi:


Przyznam szczerze, że brwi maluję w zależności od wykonywanego makijażu.
Najczęściej jednak praktykuję henne z wygody:) Zdecydowanie wolę podkreślone brwi, nawet kiedy jestem bez makijażu. 
Do koloryzacji używam czarnej/grafitowe czasami brązowej henny RefectoCil. Jest to henna żelowa, baaardzo wydajna - 15ml wystarcza spokojnie na rok, dla mnie i dla mamy przy co 2-tygodniowym użytkowaniu :) Henna jest bajecznie prosta w użyciu: pół cm wyciskam z tubki i mieszkam z 4kroplami wody utlenionej. Aplikuję za pomocą patyczka do skórek, korektę wprowadza dzięki patyczkowi kosmetycznemu. Zmywam po 12min mleczkiem do demakijażu przy pomocy wacika kosmetycznego.

Wygodnym sposobem do podkreślenia brwi jest użycie matowego cienia. Jest to wielki plus bo możemy łączyć rożne odcienie brązu (idealnie rozwiązanie dla blondynek, przerysowania to tym się nie da uzyskać;)), grafitu (szatynki powinny być również zadowolone;)). Cień to idealne rozwiązanie dla osób, które posiadają mahoniowe, karmelowe czy rude  włosy - zawsze coś znajdziemy dla siebie, co nie gwarantują nam przeznaczone do tego celu kredki do brwi, które często zbyt bardzo nasz rażą swoja intensywnością. Zdecydowanie bezpieczniejszy i naturalny wygląd uzyskamy przy pomocy cienia.

Ciekawą alternatywą dla osób, które boją się podkreślania brwi są korektory w żelu. Osobiście używam z Deli Glamour Fashion, czarnego, jednak zdecydowanie bardziej odpowiada mi kolor brązowy. Nie ma możliwości zrobienia sobie nim krzywdy, gdyż maluje delikatnie tylko włoski bez skóry, dzięki czemu podkreślamy nasze naturalne brwi:) Pięknie podtrzymuje kształt brwi przez cały dzień. Cena śmieszna, bo za opakowanie zapłaciłam ok.10zł, a wydajny jest jak diabli!

Najczęściej jednak zobaczycie u mnie pomalowane brwi w ten sposób. Decyduję się dla siebie na taki duet, kiedy henna nie jest już tak wyraźna jak na początku, a ja nie mam ochoty na zabawę z nią;)
Matowy brązowy cień, utrwalony korektorem z Deli, trzyma się w nienaruszonym stanie przez cały dzień!


W swojej kolekcji posiadam również chłodny, brązowy cień Pierre Rene 55, który używam zimą lub do mocniejszego makijażu wieczorowego. My Secret jest dla mnie idealny na lato, pasuje mi jego ciepły odcień do kolorowego, dziennego makijażu:)

Zauważcie proszę, że regulacja brwi to połowa sukcesu, zaś koloryzacja ich to druga część, której często nam brakuję. Niepotrzebnie się boimy, że wyglądamy sztucznie. Sama wiem, jakie żmudne jest szukanie tych odcieni i dopasowywanie ich do swojej typu urody, szczególnie jak się na tym nie znamy. Jak widzicie, oprócz korektora z Delii i henny, nie mam nic typowego do koloryzacji brwi. Nie przejmuję się, że cienie są do powiek, kto o tym wie? ;) Skoro mi nie pasują gotowe zestawy paletek do brwi, to sama ją sobie stworzyłam, żeby czuć się jak najbardziej naturalnie i swobodnie:)

czwartek, 21 lipca 2011

RECENZJA
JOANNA & VICHY
Lato to pora roku, w której szczególnie powinnyśmy zadbać o nawilżenie skóry. Nic tak bardziej nie niszczy, postarza Nas, jak przesuszona, odwodniona skóra.

Dlatego warto zainwestować w porządny krem odżywczy, który o to zadba, a my będziemy spokojnie spać, wiedząc, że rano nie obudzimy się wysuszone na wiór;)


Na wstępie zaznaczę, że oba produkty sukcesywnie używam, uwielbiam i nie wyobrażam sobie życia bez nich:) Oba otrzymały u mnie miano Kosmetyka Wszech Czasów, mimo, ze różnią się znacznie od siebie, razem tworzą wyśmienity, dopełniający się wzajemnie duet:)



Różnice zauważalne są nie tylko gołym okien lecz również w czasie aplikacji.

Nie potrafię się określić, która forma jest dla mnie lepsza, po prostu w zależności od humoru i potrzeby skóry sięgam albo po Joanne albo po Vichy:)

JOANNA NATURIA BODY masło odżywcze o zapachu kawowym
-wg producenta:

Odżywcze kawowe masło do ciała o aromatycznym zapachu zapewnia doskonałą pielęgnację skóry. Nadaje skórze wyjątkową miękkość i elastyczność, pozostawia ją gładką i miłą w dotyku. Specjalnie opracowana receptura zawiera odżywcze masło Shea i stymulujący ekstrakt z kawy. Skóra jest intensywnie wypielęgnowana, apetycznie pachnąca. Zdecydowanie gładsza i milsza w dotyku skóra.

Skład: Aqua, Butyrospermum Parkii Butter, Paraffinum Liquidum, Dicaprylyl Ether, Cetearyl Alcohol, Cera Alba, Ceteareth-20, Cyclomethicone, Isopropyl Myristate, Petrolanum, Sodium Polyacrylate, Tocopheryl Acetate, Coffea Arabica Extract, Propylene Glycol, Citric Acid, Parfum, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, CI 16255, CI 19140, CI 42090.
Cena: 9zł / 250g

To "apetycznie pachnąco" skłoniło mnie bez wahania do zakupu tego kosmetyku. 
Daaawno nie uległam tak konkretnie kosmetykowi, który tak cudownie rozpieszcza moje zmysly, że nawet, gdyby nic nie robił z moją skóra używałabym go dla samego zapachu:)

Całe szczęście, że producent nie rzucił słów na wiatr i zaczynając od aplikacji, która jest tak przyjemna, że wreszcie znikł mój problem zapominania użycia kosmetyku do ciała. Masło w kontakcie z ciepła dłonią topi się. Uwielbiam tą chwile, to uczucie, szybkiej, przyjemnej aplikacji, ten zapach unoszący się wokół, który potrafi aż towarzyszyć mi do rana, sprawia, że czuję się jak w raju. 

No właśnie, rano kiedy się budzę, skóra jest nawilżona, miękka  przyjemna w dotyku. Czyli ma wszystkie cechy, które wymagamy od kosmetyku do ciała.

Doskonale sprawdza się do podstawowego nawilżania ciała, rąk. Tak go polubiłam, że już nieraz to cudne 250ml gościło w mojej torebce. Uzależniłam się od zapachu i nie wyobrażam sobie dnia bez tego kosmetyku. Wyyyydajny jak diabli, zużycie jak widać po 2tyg użytkowaniu. 


Konkurentem dla Joanny jest Vichy. Same zaraz się przekonacie dlaczego:)



VICHY NUTRIEXTRA CREME, 

krem odżywczo-regenerujący


-wg producenta:

Kuracja odżywczo-regenerująca do ciała. Aż 2 dni komfortu po zastosowaniu. W 100% odpowiedni do skóry bardzo wrażliwej. Bez parabenów.
23% najlepszych składników odżywczych w jednej formule: gliceryna, olej macadamia, masło shea – komplex uznanych składników aktywnych.
Hydrovance (pochodna mocznika) – wygładza nierówności ułatwiając wnikanie składników aktywnych.
Woda termalna VICHY – koi, wzmacnia i regeneruje skórę.
Nutriextra Krem odżywczo – odbudowujący, przeznaczony jest do skóry suchej i bardzo suchej. Jego bogata konsystencja pokrywa skórę aksamitnym efektem końcowym, zapewniając idealne uczucie komfortu. Rezultat uzyskuje się dzięki ceralution – nowemu typowi emulgatora – który wykorzystując zjawisko biomimetyki pomaga rozprowadzać lipidy obecne w formule w sposób równomierny wśród naturalnych lipidów skóry.

Cena: 49zł / 400ml


Jest to produkt, który błyskawicznie się wchłania, pozostawia po sobie nutkę cytrusowego, delikatnego zapachu. Nie czuć jego tłustości tak jak w przypadku Joanny, ale z nawilżeniem radzi sobie sto razy lepiej. 

To typowa bomba odżywcza, która radzi sobie błyskawicznie ze wszelkimi zrogowaceniami naskórka. Suche łokcie, pięty? Można zapomnieć o tym używając tego kremu. Obietnice producenta to nie brednie! 

Może drugiego dnia to nie jest idealne nawilżenie jak pierwszego, ale znośne na tyle, że nie musimy powtarzać aplikacji. Dzięki temu kosmetyk staje się wydajny

Dla mnie hitem jest przede wszystkim pod tym względem, że mogę używać go na twarz i działa cuda! Wiele kosmetyków do twarzy nie mogło poradzić sobie z suchymi skórkami na twarzy, tutaj on spisuje się lepiej niż bardzo dobrze. Spisuję się idealnie do łagodzenia skóry po nadmiernym opalaniu. 

Faktycznie mogę powiedzieć, że jest zdecydowanie lepszy od Joanny pod względem pielęgnacyjnym, jednak ja lubię intensywne zapachy, dlatego to są moje dwa ulubione kremy do ciała:) 


poniedziałek, 18 lipca 2011



Hej kochane! :)

Dzisiaj jak widać, post z serii: czego NIE kupować!

Seria ta będzie poświęcona produktom, które uważam za zbędne bądź nie warte zakupów z przyczyn niedotrzymania obietnic, które obiecuje nam producent.

Na pierwszy odstrzał idzie INGLOT!

Mimo, że markę lubię i cenie za multum kolorów i całą tą otoczkę, gdzie wchodzimy do sklepu i czujemy się jak w raju, widząc tyle kolorów, świecidełek najnowszych trendów w okazałej cenie.

Mimo, że jestem fanką ich eyelinera w żelu...

Mimo, że pędzelki do makijażu tej firmy, były moimi pierwszymi i tak pokochałam się malować...

Mimo, że mam tyle wspomnień miłych związanych z tą marką...

To niestety, nie we wszystkim są tacy idealni, że mogłabym w ślepo i bez opamiętania kupować ich produkty.


Pragnę dzisiaj przedstawić Wam moją opinie na temat lakierów Inglot Nail Enamel.


DANE OGÓLNE:

Zapewne każda z Was zna te lakiery, nie jedna zakochała się w kolorach od których można dostać oczopląsu, nie jedna się skusiła i była zadowolona...

Do wyboru mamy wersje:
  • matowe
  • perłowe,
  • z brokatem. 

Cena: 20zł / 16ml


319 to jasna metaliczna zieleń z poświatą wpadającą w żółć.




Plusy:
  • niesamowicie wydajny 
  • nie gęstnieje
  • piękna gama kolorów
  • nie odpryskuje
  • trwały (u mnie to były 5dni w stanie nienaruszonym)
  • elastyczny pędzelek
I tutaj się zatrzymam, bo mam jego brata o numerze 305, w kolorze pięknej metalicznej, jaskrawej, chłodnej czerwieni i ostatnie dwa punkty są dla 319 przeciwieństwem.  Po 2dniach schodzi dosłownie płatami, nie można tego nazwać odpryskiem, ale brak trwałości można mu jak najbardziej przypisać.

Śmiało, z ręką na sercu mogę Wam napisać, że co kolor to inne plusy, ale minusy mają te same.

Minusy:

  • smuży! a ja tego nienawidzę, nie cierpię! nie ma nic gorszego w manicure niż smugi, które oszpecają nasze paznokcie.
  • po pierwszej warstwie kolor jest transparentny, po drugiej jest już trochę lepiej, trzecia warstwa jest dopiero zadowalająca, która widzicie na zdjęcia 319 
  • baardzo długo schnie, o ile pierwsze warstwa jest w mig sucha, tak kolejne nałożone nawet w odstępie 30-40min są nadal mokre 
  • przebarwia płytkę paznokcia
  • gigantyczna pojemność 16ml, która nigdy się nie kończy...
  • cena (wolałabym o połowe mniejsze i o połowę tańsze)
  • konieczny top, aby wyrównać jakoś ta powierzchnie falistą...

To właśnie ten top, zawyża lekko moją ocenę na temat tych lakierów. Błyskawicznie schnie, pięknie błyszczy i idealnie się nakłada. 


Przyjrzyjcie się same z bliska...
Czy na pewno to jest to czego oczekujemy od lakierów?

Z przykrością mówię tej pięknej gamie kolorów, (która chyba tylko dzięki temu szczyci się popularnością tego produktu) NIE. 

piątek, 15 lipca 2011

Hej:)



Obojętnie jaką gazetę otworzymy, bądź obejrzymy nowe trendy w makijażu, pokaz mody od razu rzucają nam się w oczy żywe kolory i nie tylko w ubraniach, dodatkach, manicure ale przede wszystkim makijażu.

Zdaję sobie sprawę, że jest lato i powinnam Wam tutaj wyskoczyć z soczystą zielenią, ale ja tego nie czuję. Dla mnie kolor szmaragdowy to piękny król kolorów, który dominował w kamieniach szczególnie na przełomie  XVIII i XIX w., często wykorzystywany był w koliach, które podkreślały idealnie piękno kobiety.

Prawda jest taka, że moja pasja historyczna, sztuki bierze tutaj górę i nie potrafię wyobrazić sobie inaczej tego makijażu na sobie.

Czuje się w takim rewelacyjnie, jestem świadoma tego, jak bardzo ten kolor podkreśla magię w moim spojrzeniu. A to baaardzo lubię!





W tym momencie zazdroszczę przeogromnie wszystkim kobietom o brązowych oczach. Potraficie sobie wyobrazić jak ten kolor pięknie współgra z taką tęczówką? To dopiero musi być magia!


Na całą powiekę nakładam cielisty cień, natomiast biały matowy cień aplikuję, aż pod łuk brwiowy oraz w kąciku wewn. oka. Brwi zaznaczam korektorem Delia.


Zgniłą zieleń z paletki Coastal Scents przełamałam ciepła z dodatkiem niebieskiego.
Kreskę malujemy wzdłuż linii rzęs eyeliner. Nad nią, grafitowym cieniem robimy tak jakby cień, który optycznie zagęści rzęsy oraz nada tajemniczości spojrzeniu. Na linie wodną możemy nałożyć zarówno białą kredkę jak i czarną. Osobiście nie wybrałam nic, bo nadal leczę się z uczulenia i dolną powiekę wolę zostawić "gołą"




Odnalazłam moją stara szminkę z Estee Lauder o pięknym kolorze nude, dlatego z przyjemnością ją tutaj wykorzystałam. Przybrązowiłam lekko twarz, aby nadać całości lekki look :)

czwartek, 14 lipca 2011

Hej:)

Nie lubię się tłumaczyć, ale tak najłatwiej mi dzisiaj zaczać przekazanie Wam trochę prywaty z moich ostatni dni życia. Weekend był imprezowy, urodziny koleżanki, później mojego S. był wykańczający dla mnie, za dobrze się bawiłam...

Z reguły nienawidzę poniedziałków, ale z moim S. wszystko sie zmienia, a raczej z kompanem którego zostawił mi do towarzystwa:)




Markiza jest Brytyjczykiem krótkowłosym o niebieskim umaszczeniu.

Jestem maniaczką kotów, traktuję je jako swoich przyjaciół, codziennie się bawię i na każde miauknięcie ich reaguje;)

Ona jest inna, wybredna dameska, która jak tupnie łapką to nie masz szans u niej. Mało kogo lubi, nienawidzi siedzieć na kolanach i być przytulana, co innego kiedy leżakuje i przeciąga się na kanapie, materacu, czy co tam wygodnego dorwie...

Przekonałam ją do siebie czesząc ją i kiedy tylko S. wychodził do pracy, ona zajmowałam grzecznie jego miejsce i towarzyszyła mi cały dzień. Możecie wierzyć lub nie, odpoczęłam przy niej jak nigdy, przypomniało mi się jak to jest mieć jednego dorosłego kota, który przyjdzie sam do Ciebie i pomruczy, a nawet Cie poliże po ręce.

Zdecydowanie było mi za dobrze, cała kuchnia, łazienka, baa cały dom do mojej dyspozycji... efekt to 1gb zdjęć dla Was, w tym kilka recenzji lakierów do paznokci Inglot, Revlon, olejku Nuxe, pianki modelującej włosy L'oreal, małe porównanie balsamów/maseł do ciała Joanna i Vichy, kilka słów o prostownicy Remignton Sleek&Curl kontra Gama:)

Macie jakieś życzenia co do kolejności? :)

Na początek, żeby tak Wam wszystko pokazać chronologicznie i niczego nie przeoczyć laserowe mani na moich paznokciach:

Paznokcie są 4dniowe, po wszystkich imprezach i sprzątaniu, dzięki temu łatwo można ocenić jakoś lakierów:)



Kształtu proszę nie oceniać, został zaburzony przez obieraczkę do ziemniaków, a pilnika ze sobą nie zabrałam...



To moje drugie podejście do tego typu zdobienia, zdecydowanie jestem dużo bardziej zadowolona z niego, mnóstwo kolorów, holo użyte ożywiło całe manicure, które ostatniego czasu wydaje mi się takie płytkie i monotonne. A przecież jest lato! trzeba szaleć :)

Lakiery, które użyłam to:

Ados 589
Simple Beauty 016
Miyo do zdobień 01 
Miss Sporty 320
Hean 447

czwartek, 7 lipca 2011

RECENZJA


DANE OGÓLNE

*do wyboru mamy dwa wairnaty kolorystyczne: do jasnej oraz do normalnej, ciemnej karnacji;
*pojemność: 150ml
*cena: 7,99zł (w promocji)
*skład: Aqua, Dihydroxyacetone, Glycerin, Steareth-2, Dimethicone, Cetearyl Isononanoate, Tocopheryl Acetate, Phenoxyethanol, Ceteareth-20, Ceteareth-12, Panthenol, Parfum, Methylparaben, Allantoin, Citirc Acid

Producent przedstawia go jako  wyjątkowo praktyczny spray,który nanosi się go równomiernie na skórę niezależnie od pozycji, w jakiej trzyma się butelkę. Nadaje skórze idealny, długotrwały brązowy koloryt opalenizny. Wspiera naturalną gospodarkę wodną skóry. Intensywnie nawilża skórę, dzięki czemu staje się gładka i delikatna. Naturalna opalenizna bezpieczna dla skóry, przebadany dermatologicznie.
Powiem krótko - nabyłam go zachęcona formą aplikacji i ceną. Pomyslałam 'oo to może być coś', owszem ma to 'coś', jakąś wygode ale efekty marne... same zobaczcie:



Na zdjęciu widzicie działanie 2krotnej aplikacji produktu.
Nie ukrywam, nie jest to szczyt moich marzeń, bo po aplikacji oczekiwałam porządnego przyciemnienia skóry, taki efekt jak wyżej to ja uzyskuje balsamem brązującym, a te kosmetyki powinny się znacznie od siebie różnic... Największa dla mnie wada tego produktu jest to, że nawet potrafiłam się smarować nim 7dni pod rząd i kolor ani drgnie! to jest coś nie halo... Owszem, tym kosmetykiem nie można sobie zrobić krzywdy (chwała mu za to... ale bez przesady! to jest samoopalacz do normalnej i CIEMNEJ karnacji... ja tu nadal czuje się blada jak córka młynarza...). 

Na KWC oczytałam się o tym produkcie jak i o jego bracie bliźniaku w postaci balsamu same ochy i achy, jednak u mnie to dno totalne. Nie spełnia swojego zadania, mogę go tylko lubić formę aplikacji. Faktycznie bezproblemowo nałożymy bez smug kosmetyk, ale uwaga! koniecznie trzeba rozsmarować kosmetyk rękami inaczej powstaną zacieki i smugi (ojj ja głupia... myślałam, że spray=czyste rączki, popsikamy i gotowe, jednak nie obędzie się bez naszych sprawnych rączek..) 

Na plus mogę zaliczyć to, że nie czujemy odoru typowego samoopalacza, prędzej zaczadzimy się słodko-mdłym zapachem, który uwalnia się przy pssssy, dlatego radzę stosować go w pomieszczeniu z wentylacją, bo naprawdę można paść... Nie potrafię wymienić więcej jego plusów, bo znowu nasuwają mi się na myśl same minusy tego produktu. Jego trwałość pozostawia wiele do życzenia. 

Na całe ciało wystarczył mi na 3x, a nie posiadam jakiś gigantycznych rozmiarów, żeby było zbyt wiele do smarowania, może to ta podwójna aplikacja.. Niestety jest zbyt wiele minusów, abym go zakupiła kolejny raz.


W recenzji wspominałam o balsamie brązującym z SunoZon, dzisiaj udało mi się go kupić, akurat był w promocji za 7,99zł, dziwne by było gdybym tylko jedną rzecz zakupiała w Rossmannie, dlatego do koszyka powędrowały plastry z woskie do twarzy firmy Joanna w cenie 6,99zl. (o mamo! aż się boję ich użyć..)


W DOZie zakupiłam mój ulubiony żel do mycia twarzy z Ziaji, bardzo żałuję, że do SP mi ostatnio nie po drodze, bo tam za ten żel płace niecałe 8zł, tutaj natomiast było 10,99zł. Niby nie wielka różnica, ale robi swoje... Bardzo cieszę się z odżywki Naturia z lnem i rumiankiem, na która polowałam od dłuższego czasu. Uśmiech wywołują we mnie również lakiery, szczególnie Ados kupiony za 5,50zł, gdzie w wielu miejscach spotkałam się z kosmiczną jego ceną 10-11zł.

Po kolei mamy: Miyo do zdobień 01 (4,49zł), SB 016 (3,90zł), Ados 589 (5,50zł)


A największą radością i szczęściem dzisiejszego dnia jest zakup perfum...
Tak własnie kończy się bezcelowe chodzenie po Douglasie, a biedne panie ekspedientki, nie widziały we mnie potencjalnego klienta.. no bo kim ja jestem, jeżeli na ramieniu mam podróbkę Hermeski, na stopach sandałki z allegro, zwykłą białą polówkę z h&m i spodenki dżinsowe, wolały sobie gadać, a ja pod bacznym okiem ochroniarza, przeglądałam sobie perfumy i zgadywałam jakie ma nuty zapachowe... Ich zaniepokojenie wywołał chyba fakt, że zbyt długo zatrzymałam się przy Giorgio Armani. Stażystka podeszła do mnie i przemówiła do mnie 'w czymś mogę pomóc?'. Odpowiedziałam grzecznie, ze poszukuję coś między Versace Bright Crystal, a Armaniego Idole i w tym momencie owa przestraszona pani, niepewnie proponuje mi Acqua di Gioia. Naprawdę miękko zrobiło mi się w nogach, kolana ugięły gdy to powąchałam...


Szybko przypomniała mi się ta reklama...Zapach inspirowany naturą... pamiętam jak bardzo zaintrygowały mnie bilbordy, które w prosty sposób pokazywały siłę natury, jak czerpać radośc z życia, a przede wszystkim piękno kobiety.

Pani nadal nie pewna, ale reklamowała dalej twardo produkt;)

Co mnie zaciekawiło, że opakowanie nie wyglądało zwyczajnie, tylko była na nim nakładka.
Zdziwiłam się, że Armani stworzył limitowaną serie Acqua di Gioia na potrzeby kampani Woda dla życia, której celem było przekazanie w ciągu roku 40 mln litrów wody pitnej dla najbardziej potrzebujących ludzi.

Ze sprzedaży każdego limitowanego flakonu zapachu Acqua di Gio lub Acqua di Gioia marka zapewni 100 litrów wody pitnej. Na opakowaniu perfum Acqua for Life będzie się znajdował kod, który po wpisaniu go na stronie internetowej www.acquaforlifechallenge.org uruchomi łańcuch pomocy.


Nie żeby to mnie jakoś przekonało do zakupu, bo sam zapach mi wystarczył, ale mile jest uczucie świadomości, że komuś można pomóc ot tak.


Zakochałam się w tym zapachu, od 13 wącham nadgarstek...


Nuty zapachowe to:
nuta głowy: cytryna, mięta
nuta serca: jasmin, różowy pieprz, peonia
nuta bazy: labdanum, drzewo cedrowe, cukier.



Już wiem, że jest to przyjemne, dla mnie wyjątkowe - połączenie świeżych i kwiatowych nut, które idealnie współgrają z porą letnią...






Posiadam wersję najmniejszą czyli 30ml. Kosztował mnie 196zł, ale mam nadzieję, że nie będę żałować na niego ani złotówki wydanej...;)


Tak naprawdę dopiero po powrocie do domu zapoznałam się z ich dokładnym opisem.


Acqua di Gioia to inspirowane wakacjami na tropikalnych wyspach perfumy przeznaczone dla silnych kobiet o nieposkromionej naturze. Kwiatowa kompozycja uosabia ucieczkę na łono natury. Zapach rozpoczyna się lekkimi, bardzo świeżymi nutami cytryny i mięty, które po chwili ustępują miejsca nutom jaśminu, różowego pieprzu i peonii - połączeniu stanowiącemu linię serca. Podstawę zapachu natomiast wypełniają nuty francuskiego labdanum, drzewa cedrowego i... cukru.


Piękna buteleczka, mieniąca się szmaragdem... potwierdza przesłanie Goii, które balansuje między zielenią, świeżością, a bryzą morską.



Gioia jest cudownym zapachem, obok którego nie sposób przejść obojętnie. 
Ten zapach to rozkosz dla moich zmysłów, miłość od pierwszego wejrzenia, posiadają to 'coś' i dają mi taka radość, jakby stała się posiadaczką luksusowego samochodu...